środa, 20 maja 2015

BLACK SAILS, sezon 2 - heads will roll! :D

Kiedy oglądałam 1. sezon "Black Sails" nie miałam jeszcze bloga, ale pewnie i tak nie poświęciłabym serialowi wiele uwagi, bo pierwszy sezon mnie nudził. Oglądałam kolejne odcinki, kiedy już żywcem nie było nic innego do obejrzenia i właściwie tylko za namową Kuby.
Z 2. sezonem jest całkiem inaczej! Wciągnął nas tak, że odstawiliśmy wszystko inne (łącznie z "Grą o tron", jesteśmy 2 odcinki do tyłu :-p) i męczymy piratów!

Dlatego zapominam teraz o negatywnym odbiorze 1. sezonu, skupiam się na emocjach związanych z 2. A działo się, działo!
[BEZ większych SPOILERÓW].


Masakra! Dosłownie. Co chwilę ktoś ginie, a sytuacja bohaterów zmienia się niemal z godziny na godzinę wrzucając ich w kolejne niebezpieczne sytuacje. Jesteście przywiązani do jakiejś postaci? Szybko nacieszcie się jej obecnością na ekranie, bo w kolejnym odcinku ktoś może jej odrąbać głowę. Podoba Wam się jakiś plan bohaterów? Nie łudźcie się, że realizacja będzie prosta, bo w Nassau i okolicy panuje właśnie walka o wpływy między wszystkimi, kto żyw. Nie mówiąc o tym, że w pobliżu znajduje się hiszpański skarb, którego zdobycie kusi wszystkich, ale niekoniecznie jest korzystne dla interesów jednego z kapitanów :-p.
"Black Sails" przekazuje wyraźnie jedną wiadomość - bycie piratem jest przerąbane. Sam fach do lekkich czy przyjemnych nie należy, a przy okazji można zginąć z rąk kolegów po fachu, żołnierzy, płatnych zabójców itd. :-p Piraci tutaj to nie zawiadacki Jack Sparrow, ale brudni, zarośnięci, brutalni goście, nieprzyjemni dla widza i siebie nawzajem. Każdy skupia się przede wszystkim na własnym przetrwaniu, co pociąga za sobą zdrady i częste rotacje w miejscach zatrudnienia :-p. Piractwo odarte z całego romantyzmu! (nie licząc historii Flinta)

A co jest bardziej przerąbane od bycia piratem? Bycie kapitanem piratów! Do wszystkich problemów normalnego pirata dochodzi jeszcze to, że załoga w każdym momencie może pozbawić cię władzy, a jak wkurzy się bardziej, nawet i życia.
Kapitan Flint trzyma poziom. Nadal jest bezlitosnym świrem, który poświęci niemal wszystko dla zrealizowania swojego planu - ułaskawienia i nowego startu dla piratów. Uwielbiam, gdy milczy i tylko rzuca te swoje pogardliwe spojrzenia :D (mam słabość do Toby'ego Stephensa od "Dziwnych losów Jane Eyre", kto by pomyślał, że skończy jako król piratów <3).
W tym sezonie dowiadujemy się zresztą wiele na temat przeszłości Flinta, pani Barlow i mężczyzny, który połączył ich historie, czyli męża Mirandy, Thomasa.

John Silver irytował mnie w 1. sezonie, a tutaj jego kombinatorstwo ubarwiało historię i polubiłam go. Nie mówiąc o moralnej przemianie, której doświadczył :-p. (SPOILER: Fizycznej przemianie też - ale czym byłby serial piracki bez porządnej amputacji?).
Podobnie z Billym - w tym sezonie stał się spoko postacią. 

Związek Eleanor i Vane'a przebiega jak zawsze: na zmianę konflikty interesów i seksy gdzie bądź (ta zbolała mina Eleonor....), ale pod koniec robi się naprawdę ciekawie. Zresztą kurduplowaty Vane o małych oczach, postrach piratów, to najlepszy kapitan zaraz po Flincie :D. W Charles Town Vane idzie na całość jak się patrzy!

Jeszcze tylko wspomnę o bardzo dobrych efektach specjalnych. Ciekawostka: w serialu nie użyto ani jednego prawdziwego statku - a zobaczcie, jak super wyglądają na ekranie. (Ale nie radzę oglądać filmu o tworzeniu efektów specjalnych do 2. sezonu, bo zawiera duży spoiler ;-p). 
Finałowa akcja w Charles Town - majstersztyk i rozpierducha na całego :D. 
Podsumowując, nie można narzekać na nudę :). Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, cios może paść z każdej strony, a intrygi Flinta muszą nadążać za wydarzeniami. Zero nudy, maksimum akcji. Polecam i czekam na 3. sezon!

A jak Wasze wrażenia? A może przygoda z serialem dopiero przed Wami?

Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...