piątek, 19 grudnia 2014

"BOYHOOD" (2014) - niestety rozczarowanie

Dlaczego "Boyhood"?
Źródło.
Zdjęcia kręcone na przestrzeni 12 lat = naprawdę starzejący się aktorzy! (Wow!) 5 nominacji do Złotych Globów. Opowieść o dorastaniu, więc to, co bardzo lubię w filmie. Autor: Richard Linklater, który wyreżyserował również nietypową opowieść o związku dwojga ludzi, rozpoczętą filmem "Przed wschodem słońca". Musiałam zobaczyć "Boyhood"!
Może miałam za duże oczekiwania, ale film mnie rozczarował.

O czym?
Film jest obrazem dorastania Masona i zmieniającego się razem z nim świata.
Gdy poznajemy Masona, ma 5 lat. Gdy go żegnamy, jest już po ukończeniu liceum. Na przestrzeni tego czasu jego matka zmienia kolejnych partnerów, a cała rodzina miejsca zamieszkania. Wszystko dojrzewa, wszystko płynie, jak to w życiu.

Moja opinia.
Nie jestem z natury hejterem i wolę sytuacje, gdy film mi się podoba i mogę przytaknąć innym: tak, to niezłe dzieło, warte poświęcenia czasu. Lubię bardzo dramaty obyczajowe, lubię filmy o dorastaniu, dlatego byłam pewna przed seansem - to film właśnie dla mnie. Niestety nie do końca.

Źródło.
Rozumiem i doceniam liczne zalety "Boyhood". Zdjęcia są naprawdę piękne. I ten niewiarygodny zabieg, że aktorom faktycznie przybywa lat na naszych oczach (spełniono moją filmową fantazję!). Realistycznie ukazano proces dorastania: dziecko jest odpowiednio sympatycznie i roztargnione, nastolatek szuka swojego "ja", przechodzi fazę dziwnych fryzur i kolczyków, fazę egzystencjalnych rozkmin i całą tą resztę zachowań, które znamy z własnej historii. Mężczyzna, który zbyt wcześnie został ojcem, dojrzewa do tej roli, młoda kobieta próbuje pogodzić samotne macierzyństwo z własnymi życiowymi planami.

Wszystko to fajne, wszystko jak wyjęte z życia, ale z drugiej strony czy zwyczajne życie jest takie ciekawe, żebyśmy chcieli dodatkowo oglądać je na ekranie? Widzimy je wszędzie dookoła i w filmie fabularnym nie chcę dokumentu, nie chcę reality show, tylko opowieści, która porwie mnie w świat filmu (i wcale nie oznacza to konieczności fajerwerków, wręcz przeciwnie). Nic nie poradzę - historia wciągnęła mnie w podobnym stopniu, jak filmy z serii "Okruchy życia" na TVP1 czy 2.

I sorry, ale totalnie nie obchodziło mnie, co się stanie z Masonem. Według mnie opowieść tego typu, skupiająca się wyłącznie na dziejach garstki bohaterów, wymaga, żeby ci bohaterowie byli interesującymi osobowościami. Moim zdaniem Mason nie jest. Nie przywiązałam się ani odrobinę do tej postaci. Jego dzieciństwo jeszcze mnie ujęło, relacje z ojcem i siostrą przedstawiono w nienachalny, lecz przecież pełen emocji sposób (chłopiec, próbujący zwrócić na siebie uwagę ojca, ojciec, który się stara, ale jeszcze nie wie, jak być rodzicem - to było poruszające! To było prawdziwe!) i byłam pełna nadziei, że seans mnie nie zawiedzie. Ale im Mason był starszy, tym bardziej stawał się sztywny na ekranie. Moim zdaniem Ellar Coltrane nie udźwignął aktorsko postawionego przed nim zadania.

Źródło.
Ethan Hawke spisał się rewelacyjnie jako ojciec dzieciaków. Postacie poboczne też w porządku. Matka i rodzeństwo jednak mnie nie przekonali, brakowało mi prawdziwych, silnych uczuć między tymi bohaterami. Niektóre sceny z udziałem młodzieży wydawały mi się sztuczne. Patrząc na dorosłą Samanthę chwilami wydawało mi się, jakby ledwie powstrzymywała się przed ciągłym zerkaniem w kamerę. Sheena też jakaś mdła, a jej pocałunek z drętwym Masonem - tak wygląda zauroczenie nastolatków? Nie czułam między nimi żadnej chemii. Nastolatki są wkurzające, ale są przecież pełne emocji!

Jeszcze sprawa świata dookoła Masona. "Dragon Ball" w TV, "Harry Potter" w księgarni, potem Facebook w liceum. To wszystko znów bardzo nam bliskie, ale co właściwie wnosi do fabuły, oprócz tego, by zagrać na sentymentach widza? Wow, też tak miałem, tak dobrze to rozumiem, to jakby film o mnie! Ale właściwie co z tego?
I to wyjaśnianie wszystkiego przez bohaterów: "Teraz czuję się tak i tak. Myślę o życiu to i to."

Źródło.
Forma atrakcyjna, fabuła z czasem stała się banalna i mało interesująca (pojawianie się Ethana Hawke'a trochę ratowało sprawę). Rozumiem zaletę zwyczajnych  postaci, zamiast podrasowanych bohaterów z niezwykłymi przygodami, ale żeby głównego bohatera dać tak zupełnie pozbawionego ikry? :(

Wciąż wart zobaczenia, chociażby dla tych 12 mijających na ekranie lat. Oceńcie sami, czy według Was film zasłużył na te mnóstwo pochwał i nominacji. Moja przygoda z "Boyhood" była niestety mniej udana, niż się spodziewałam.


Jeśli podobał Ci się wpis, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...