wtorek, 17 marca 2015

"TRUE CRIME" (1999) - Clint ostatnią deską ratunku

Kolejny film w ramach wyzwania "Oglądamy filmy reżyserowane przez Clinta Eastwooda".



O czym?
Dziennikarz w niełasce i kobieciarz Steve Everett (Clint) w ostatniej chwili zostaje przydzielony do przeprowadzenia wywiadu z Frankiem Beachumem (Isaiah Washington), na którym za kilka godzin ma zostać wykonana kara śmierć. Im więcej o sprawie dowiaduje się dziennikarz, tym mocniej podejrzewa, że skazaniec jest niewinny.

Moja opinia.
Clint, oprócz tego, że nie liczy się z nikim i że jako jedyny walczy o sprawiedliwość, nie jest tu Clintem, do jakiego przywykłam. Podrywa wszystkie przedstawicielki płci pięknej w swoim zasięgu, nie zważając na swoją czy ich obrączki. I sorry, widok 70-latka całującego 20-letnią laskę wcale nie jest hot :-p. Podsumowują, jako ojciec i mąż jest do bani. Za to jako dziennikarz "ma nosa". A ten nos mówi mu, że Beachum jest niewinny i Clint, jako ostatni sprawiedliwy rewolwerowiec, nie może zostawić tej sprawy. 

Historia jest mocno przewidywalna i naiwna. Nie chcę spoilerować, ale Clint w ciągu kilka godzin dociera do faktów, których nikt nie zauważył przez 6 lat postępowania sądowego - trochę to naciągane.



Co do pozostałych:
Pracownicy więzienia, którym przewodzi Theoden, bardzo sympatyczni :). James Woods - świetny :D. I właściwie oni o wiele bardziej mnie do siebie przekonali w tym filmie, niż Clint.
Wspomnę jeszcze o nieduże roli czarnoskórej dziennikarki, pracującej z Clintem. Chciałabym zagrać taką rolę - opieprzenie Clinta w pracy :D. Nie chcielibyście opieprzyć twardziela Clinta, będąc jednocześnie jego kumpelą? Moja nowa fantazja ;D. 

Clint jako reżyser spisuje się dobrze. Bardzo lubię, kiedy retrospekcje w filmach zmieniają się zgodnie z relacją świadków. Albo fajny drobiazg, że poznajemy Beachuma przez krótkie sceny z jego życia: ujęcie dziecka w piaskownicy, uśmiechniętej żony. Wiem, niezbyt wymyślne, ale krótkie i konkretne obrazy.



I jeden z ulubionych fabularnych trików Kuby: strzelba, od początku widząca na ścianie, wystrzeliwuje pod koniec filmu. Czyli Zakręt Śmierci i informacje o przebiegu egzekucji przydają się w klimaksie. 

"True Crime" to nie pozycja konieczna do obejrzenia, ale też nie najgorsza. Coś w stylu filmów, puszczanych wieczorami w dni powszednie w TVP. Ale i tak oglądało mi się go przyjemnie. 
[SPOILER. Taki podnoszący na duchu film o tym, że dobro zawsze zwycięża i sprawiedliwość zatriumfuje :-p. Nadawałby się idealnie na Boże Narodzenie.]


Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...