2. Piękne, barwne, artystyczne ujęcia, oglądanie ich to czysta przyjemność (w sumie już wspomniałam, że trochę jak z W.Andersona).
3. Bohaterowie-outsiderzy (którzy wydają się chwilami jedynymi ludźmi na ziemi), a każdy jeden ciekawy: morderca, który nazywa siebie opiekunem, chłopak-marzyciel, który przemierza świat za ukochaną, czarny charakter w futrze mimo upału, Niemiec-filozof na środku pustkowia.
4. Oryginalna fabuła (nawet wątek miłosny, który wydaje się najpierw tak zwyczajny).
5. Trup ściele się gęsto, ale to nie typowy western - nie znam westernu, który działałby w ten sposób na wyobraźnię. (Bardziej kojarzył mi się z wędrówką Rolanda z "Mrocznej Wieży", niż przygodami rewolwerowców).
6. Scena, gdy Payne przychodzi do ogniska Silasa i Jaya - rewelacja. (I wiele innych też).
Nie powiem, żeby film nie miał wad - chwilami coś zgrzytało, bo chyba skupiono się bardziej na wizualnym efekcie, niż na sensowności wydarzeń (np. SPOILER - dziwne, że Payne czekał cierpliwie, aż Rose umieści pistolet w dłoni Jaya). Ale co z tego? I tak jest świetny.
![]() |
Luźna myśl: kto rozsądny bierze ze sobą Fassbendera, gdy idzie się spotkać ze swoją laską? |
Polecam mocno na spokojny, wieczorny seans, żeby nic nie przeszkadzało Wam zanurzyć się w świat "Slow West".
Widzieliście już? Jakie wrażenia?
Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).