wtorek, 28 października 2014

"Bobby" (2006)

"Senatorze Kennedy, witamy w Hotelu Ambasadorskim."
Dlaczego „Bobby”?
Żródło.
Film „Bobby” obejrzałam będąc z wizytą u rodzinki, więc nie wybrałam go sama i nawet o nim wcześniej nie słyszałam. Nie jest to film wybitny, ale przyzwoity. Jeden z tych, które przypominają zbiór opowiadań (podobnie, jak świetny „To właśnie miłość”, dobra „Magnolia”, średnia „Gra w serca”, kiepskie „Walentynki” itd.), a mam do nich dziwną słabość. Emilio Estevez (brat Charliego Sheena) poświęcił kilka lat na wyreżyserowanie "Bobby'ego" i jeśli chcecie zobaczyć, jak mu wyszło, zapraszam.


O czym?
W skrócie: o jednym dniu z życia Hotelu Ambassador w Los Angeles. Konkretnie: 4. kwietnia 1968 roku. Na fabułę składa się wiele przeplatających się historii, a wszyscy bohaterowie czekają na przybycie najważniejszego tego dnia gościa, ubiegającego się o prezydenturę senatora Roberta Kennedy’ego. 
Zobaczymy m.in. świat zatrzymujących się w apartamentach bogaczy (Martin Sheen, Helen Hunt), pracujących na dwie zmiany w kuchni Latynosów i Afroamerykanów (Freddy Rodriguez, Laurence Fishburne), sztab wyborczy senatora, piosenkarkę-alkoholiczkę (Demi Moore), dziewczynę, która wychodzi za mąż, żeby ustrzec kolegę przed wysłaniem na front (Lindsay Lohan, Elijah Wood), emerytowanych pracowników hotelu, którzy wciąż nie mogą się z nim rozstać (Anthony Hopkins, Harry Belafonte). (Prócz tego: Sharon Stone, Christian Slater, Emilio Estevez, Shia LeBeouf, Ashton Kutcher itd., więc obsada aktorska jest przednia). A to wszystko z dokumentalnymi wstawkami oraz wojną w Wietnamie i walką z rasizmem w tle. 

Piosenka z filmu: Sound of silence – Simon and Garfunkel


Źródło.
Moja opinia?
Jak na tak wielowątkowy film, „Bobby” radzi sobie nieźle. Mamy licznych równoważnych bohaterów, więc każdy z nich pojawia się jedynie w kilku scenach, ale to wystarczy przy świetnej obsadzie i niezłym scenariuszu, by interesująco poprowadzić postacie. Jeśli chodzi o jakość, wątki są nierówne, niektóre moim zdaniem wręcz słabe – mam wrażenie, że Lindsay Lohan i Elijah Wood odgrywają w kółko tę samą mdłą scenę, a Martin Sheen oznajmia żonie wielką prawdę, że liczy się wnętrze, a nie to, co ma na sobie, jakby widz był za głupi, żeby samemu zrozumieć, jaki przekaz ma ich wątek. Nie mogłam się też przekonać do postaci, którą odgrywa Laurence Fisburne i jego słów o „Królu Arturze”, miałam wrażenie, że chcą zrobić wielkiego filozofa ze zwykłego pochlebcy. Pozostali aktorzy wypadli dobrze.
Za to nie zamierzam czepiać się w ogóle część wizualnej. Stroje, makijaże, kolory, piękne lata 60.! Dodatkowo zastosowano efekt, który możemy oglądać ostatnio np. w serialach „Mad Men” czy „Masters of Sex” – wstawki oryginalnych dokumentalnych materiałów, dzięki którym lepiej można wczuć się w dany okres. Tutaj posunięto się dalej – Kenedy'ego w prawie każdej scenie „gra on sam”. Według mnie zgrabne połączenie, a piosenka „Sounds of silence” dodaje klimatu. 
Trochę przykro, że w całym filmie nie ma żadnego  zaskoczenia (ale tak naprawdę ŻADNEGO, nawet najmniejszego). I że w ostatnim ujęciu (chyba nie można tego uznać za spoiler) żegna nas widok amerykańskiej flagi. Jestem uczulona symbole w stylu "amerykański patos" w filmach. Ale ogólnie, za wspaniałą obsadę i ponieważ jestem fanką filmów w stylu retro, „Bobby” wg mnie na plus. 
Źródło.
Plusy:
- Świetna obsada. 
- Ciekawi (w większości) bohaterowie.
- Hotel pokazany na wielu poziomach, od kuchni po apartamenty (kojarzy mi się to z „Gosford Park”, serialami „Downton Abbey” i „Upstairs Downstairs”). Podobnie mamy przekrój przez sztab wyborczy – od sympatycznych, szczeniackich wolontariuszy do ludzi, z którymi senator rozmawia bezpośrednio.
- W interesujący sposób wplecione w fabułę wstawki dokumentalne.
- Barwnie przedstawione lata 60. Aż chciałoby się tam na chwilę znaleźć!
Minusy:
- Po kilka razy jest nam opowiadane obrazem/słowem to samo na temat niektórych bohaterów.
- Zbędne wyjaśnienia. (W filmach słowa nie są przecież od tego, by mówić nam coś wprost, od tego mogą być ewentualnie obrazy).
- Brak choćby małych zwrotów akcji.
- Kilka słabszych wątków, o których już wspomniałam.

Dla kogo?

  • Na pewno nie dla tych, którzy chcą wartkiej akcji lub jej zwrotów. Za to jako „lekki dramat” „Bobby” sprawdza się nieźle. 
  • Dla fanów retro. 
  • Dla lubiących filmy z licznymi wątkami.  
  • Dla tych, którzy chcą odpocząć przy czymś ładnym, a niekoniecznie skomplikowanym. 
Można przecież zamiast zastanawiać się nad zagadkami, popatrzeć na piękne kobiety, posłuchać głosu Anthony’ego Hopkinsa, zwrócić uwagę na fragment amerykańskiej historii i poczuć się przez chwilę jak niewidzialny gość, zwiedzający ekskluzywny hotel z lat 60. XX wieku. 


Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być na bieżąco z PatrzJakiFilm, zachęcam do polubienia mojej strony na FACEBOOKU :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...