czwartek, 11 grudnia 2014

WIELKIE POŻEGNANIA – „Synowie Anarchii” (2008-2014), czyli „Everything I do is to protect” :-p

Źródło.
7 sezonów i 7 wspólnych lat za nami. Oto nadszedł dzień emisji ostatniego odcinka! Kuba skwitował: „I dzięki Bogu”, ale chociaż w kolejnych sezonach rosła ilość rzeczy, które mnie irytowały, brak cotygodniowego spotkania z Sonsami pozostawi sporą lukę w moim serialowym życiu i napawa mnie nostalgią.

Wybaczcie chaos, ale to wpis na świeżo. Tekst dość długi, ale naprawdę trudno wrażenia z siedmiu sezonów ująć w paru akapitach (starałam się opisać akapity, możecie czytać wybrane ;)). Oczywiście, skoro to podsumowanie, OSTRZEGAM, MEGA SPOILERY!


DLACZEGO „SYNOWIE”?

Dowiedziałam się o Sonsach parę lat temu od koleżanki Olgi. Zgadałyśmy się o serialach i powiedziała: „Oglądam Sons of Anarchy, bo wszyscy tam są tacy brudni, zarośnięci, mają tłuste włosy i z odcinka na odcinek dzieje się coraz gorzej. A z sezonu na sezon serial jest coraz lepszy.” Zachęciła mnie i wkrótce obejrzałam wszystkie zaległe odcinki.

TROCHĘ STATYSTYKI, czyli SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA.

Źródło.
Ostatnio ulubiona kwestia Sonsów to: „I love U, man”. Chłopaki przytulają się, wyznają sobie miłość, a przy stole stałym punktem obrad jest zapewnianie się o uczuciu. Oprócz tego króluje Jaxowe „I promise” (które zastąpiło wcześniejsze „I promise, Tara”). Myślałam, że może się czepiam, ale zobaczyłam ostatnio na Filmwebie wątek, gdzie ludzie podają swoje propozycje najczęściej padających kwestii w serialu i widzę, że wszyscy już zauważają, że Kurtowi Sutterowi, lubującemu się w więziennej przemocy, kończą się pomysły na nowe dialogi. Stąd pomysł na to zestawienie (wyliczenia na podstawie napisów do wszystkich odcinków).

Tamtaram! We wszystkich 92 odcinkach padło:

- 1801x "SHIT"!
- 665x „club” i 410x“brother”, co właściwie nie dziwi, w końcu to serial o braterstwie...
- 305„Christ” (235x„Jesus Christ”)... braterstwie bardzo religijnych ludzi,
- 269x ktoś zamierzał „protect” something (our club, our town, my family, our investement), czego zwieńczeniem niech będzie cytat z 2x02: „Everything I do is to protect” :).
- 176x„trust”, z czego duża część to Jaxowe „Trust me” (które zwykle kończyło się kiepsko dla rozmówcy), a 70 razy usłyszeliśmy „I promise” (a wszystkich "promise" 186)
- 152x „I love you” – więc faktycznie mamy dużo miłości, a ostatni sezon musiał mocno podbić tę statystykę
- 53x „retaliation” (Retaljejszyn!)

Żródło.
Źródło.
SEZON 7 (bez finału).

Ostatni sezon to gonitwa sensacji za sensacją i szokowanie nas na licznych poziomach. Trzeba przyznać, że akcji nie brakuje, a cały retaljejszyn, powodujący coraz większe straty i oparty jedynie na kłamstwie Gemmy to ciekawa sprawa. Ale podobnie nie brakuje absurdów. Np. komisarz Althea to jakiś mega żart! Przysłana przez tą niby ostrą prokurator, która chciała pogrążyć Synów, skorumpowana babka, która kompletnie nie radzi sobie w pracy, ni stąd, ni zowąd lubi dostać w twarz podczas seksu i nagle wielka miłość Chibsa, który przez to wygląd jak pantofel. No WTF?! 
I młody Jaxa, Abel (grany przez wyciosanych z drewna braci bliźniaków), czyli aktorska mega-porażka. Chłopak psuje każdą jedną scenę i kiedy Jax/Gemma z przejęciem z nim rozmawiają, mogliby równie dobrze mówić do kłody. Serio, syntezator mowy wypowiedziałby kwestie Abla z większym przejęciem. A drugi dzieciak, Thomas, wyjmuje czasem palce z ust? I kiedy wreszcie wsadzą mu koszulkę w portki, żeby nie miał ciągle pleców na wierzchu?

Źródło.
Juice też stał się jakimś dziwnym, niespójnym bohaterem. W szkole scenariuszowej mieliśmy poruszany temat choroby psychicznej bohaterów – i słusznie zostało zauważone, że ten wybieg scenarzyści stosują często, gdy nie potrafią sensownie wyjaśnić działań postaci, które dla niej zaplanowali. Tutaj mamy do czynienia z czymś właśnie takim. Dlaczego Juice to mówi, tamtego nie mówi, nie wyjeżdża, choć powinien, szwęda się pod nosem ludzi, którzy chcą go zabić, chce zawrzeć donosicielski układ z przyjacielskim klubem? Bo szalony! – oto cała odpowiedź Kurta Suttera. Trochę lepsze samo zakończenie jego historii (chociaż mogliby nie gwałcić go na każdym kroku, serio, Sutter, co z tobą nie tak, nie wystarczy, że siebie samego tyle razy zgwałciłeś w poprzednim sezonie?). 
Za to gra aktorska Charliego Hunnama coraz lepsza. Scena rozmowy z Juicem w więzieniu i emocje Jaxa – mistrzostwo. 
Za Bobby’m nie przepadałam i przy takiej ilości trupów w ostatnim sezonie jakoś nie przejęła mnie jego śmierć.
Trochę niżej: wrażenia z finału.

NA PRZESTRZENI SIEDMIU SEZONÓW – kilka chaotycznych przemyśleń.

Gdzie te czasy, gdy bycie w klubie oznaczało wspólne bujanie się na motocyklach po szerokich drogach, a przemoc była sporadyczną sprawą, wzbudzającą emocje nie tylko widzów, ale i zainteresowanych? Jax chciał sprowadzić klub na drogę prawości (jeśli można tak nazwać przemysł porno), przejmował się dziennikiem i losem ojca, chciał bezpiecznego życia dla swoich synów, a Clay wydawał się czarnym charakterem (żart przy tym, co teraz odstawia Jackie-Boy).

Źródło.
Tęsknię za Clayem i Gemmą razem. Byli świetnymi partnerami we wszystkim, co robili, silnymi osobowościami, dopełniającymi się wzajemnie, we dwójkę wzbudzającymi jeszcze większy respekt, niż w pojedynkę. Nero to miły człowiek, jedna z niewielu sympatycznych postaci w serialu, ale nie jest w stanie zastąpić Claya u boku Gemmy, która potrzebuje człowieka tak bezwzględnego, jak ona sama. Po Clayu została w serialu luka, która moim zdaniem mimo mnogości nowych wątków i bohaterów nie została do końca zapełniona.

Samą Gemmę uważam za jeden z największych atutów serialu – wyrazista, magnetyczna postać kobieca, odważna, gotowa do wielkich poświęceń i okrutnych czynów, która chce autorytarnie władać swoją rodziną. Mam żal do twórców za te jej gadki do Tary w ostatnim sezonie, nie powinni robić z niej słabej osoby, która straciła władzę nad własnym zachowaniem.

Źródło.
Nie lubiłam nigdy Tary (drewniane aktorstwo, które odziedziczył jej nie-syn Abel) i cieszę się, że zniknęła z serialu.

Co do Jaxa, irytowało mnie, gdy zgrywał dobrego chłopca i udawał, że chce przywrócić praworządność w ukochanym klubie (metodami, które negowały cały plan). Teraz nie mogę się nadziwić, że ten okropny człowiek bezkarnie robi to, co robi, a cała reszta stoi za nim murem. Czaję braterstwo i te sprawy, ale Jax to facet, który z zimną krwią morduje innego członka klubu, a brutalne zabójstwa są dla niego proste jak dla mnie parkowanie samochodu (żart, naprawdę są dla niego proste). Przez cały siódmy sezon czekałam na chwilę, aż trafi na godnego siebie przeciwnika, który wreszcie przetrzebi szeregi tego nietykalnego króla gangsterów. I o to chodzi! Mroczny Jax tysiąc razy lepszy od wzdychającego Jaxa, łkającego po nudnym Opiem. Niech rozpierducha trwa!

Źródło.
Tylko jedno „ale”: Czy Jax zapomniał inne pozycje uprawiania seksu, niż w poziomie i będąc na górze? Tak bardzo chce się pochwalić tyłkiem i tatuażem?

Co do klubu i jego interesów, nie mam siły pisać o tych zmieniających się jak w kalejdoskopie układach, rozejmach, zdradach. Naziści to kiedyś wrogowie, teraz kumple. Z Mayanami się strzelają, potem przytulają, znów strzelają, znów przytulają („Brothers!”, „Brothers!”). Co do czarnoskórych gangów, panuje tu jeszcze większa rotacja kumpli i mięsa armatniego. Nie wspominając nawet o Irlandczykach, bo zdążyłam już o nim zapomnieć w natłoku ostatnich wydarzeń. Ach, i Chińczycy, bez których lawina zbrodni z ostatniego sezonu nie mogłaby mieć miejsca (bo trochę głupio byłoby zrobić taką rzeź u Mayanów czy nazistów, z kim wtedy można by wrócić do bycia „brothers”?).

Źródło.
Serial zapewnił nam wiele intryg, spisków i bardzo dużo akcji. Niezależnie od tego, czy było mniej czy bardziej sensowne, nie mogliśmy narzekać na nudę. Przekonaliśmy się, że więzienie nie jest zbyt przyjemnym miejscem, zwłaszcza, gdy spotkamy tam Marilyna Mansona albo zamordujemy siostrę emerytowanego szeryfa-króla Horika. I że w sumie trudno zrozumieć sposób rozumowania nazistów (ostatnio na przykład wcale im nie przeszkadzało, gdy Sonsi zastrzelili kilku z nich na oczach reszty). Że lepiej nie wkurzać czarnoskórego króla w garniturze. A jeszcze bardziej Jaxa. I że ogólnie miasteczko Charming, mimo nazwy, nie jest najprzyjemniejszym miejscem, w jakim można się osiedlić.

FINAŁ, parę słów (jeszcze raz - SPOILERY).

Nie spodziewałam się, że Jax zabije Gemmę. Może byłam naiwna, ale w czym Gemma jest gorsza od niego? Potępianie jej trąci hipokryzją, skoro sam bez mrugnięcia okiem odstrzelił ojczyma-Claya, a w ostatnim sezonie mordował na prawo i lewo. No ale zastrzelić matkę, która zrobiłaby dla niego wszystko?
Sama scena też kiczowata - ogród pełen róż? Tylko dlatego, że 15 min wcześniej ojciec Gemmy wspomniał, że lubiła bawić się w ogrodzie?

Unser - mega zaskoczenie, więc na plus (Jax, ty sukin****!).

Kolejny wielki plus - spalenie dzienników Johna Tellera i małych notesików Jaxa (kiedy zobaczyłam całe pudło tych notesów, wyobraziłam sobie, jak Jax, wielki gangster, regularnie odwiedza sklep papierniczy i kupuje kolejne małe notesiki). Nareszcie koniec z udawaniem sprawiedliwego człowieka, który chce wyprowadzić klub na drogę prawości! (I pierwszy gest Jaxa, który przekonał mnie, że faktycznie nasz bohater nie myśli tylko o sobie).

Jax prawie mnie nie irytował w ostatnim odcinku, a to już coś. Podobały mi się te przeprowadzane na chłodno przygotowania do własnej śmierci, domknięcie wszystkich spraw, zwolnienie tempa na koniec (Barosky i Marks pewnie by się nie zgodzili z tym stwierdzeniem :-p).

Biedna Althea - jej postać nie wnosiła nic do fabuły od początku do końca.

I oczywiście - mega patos! I love you, grobowe miny brothersów, łzawe pożegnania i amerykańska flaga, powiewająca dumnie nad głowami członków klubu, których zostawia za sobą Jax. Patos, patos, patos.

Źródło.
Scena śmierci Jaxa - kicha. To jest pościg? Radiowozy jadące jak na spokojną przejażdżkę, policyjne motocykle, jadące slalomem? Scena stanowczo za długa. Miałam nadzieję, że pokażą jedynie Jaxa na motorze ojca, ewentualnie ciężarówkę i w tym momencie serial się skończy, bo każdy łatwo domyśli się, co stanie się dalej i nasza wyobraźnia najlepiej dopełniłaby obrazu. Za długo, za dużo szczegółów, a durnych kruków i bułki, nagryzionej przez bezdomną nie będę nawet komentować, bo serial, w którym liczyła się akcja, nie powinien nagle próbować być symbolicznym czymś więcej. Podobnie jak cytat Szekspira na zakończenie - dlaczego?! :( A myślałam, że cała love-sprawa nareszcie za nami.

Podsumowując: serial skończył się dokładnie w takim stylu, w jakim trwał. O 2/3 za dużo gadania, za dużo tłumaczenia wszystkiego w dialogach/monologach, za dużo przytulania, za dużo smutnych min. Akcja w porządku, gra aktorska Hunnama w porządku. Patos i sztywniactwo, ale do tego już się przyzwyczailiśmy i chyba też przywiązaliśmy, skoro dobrnęliśmy aż tutaj. Myślę, że finał jest dobrym zwieńczeniem serialu, wpisuje się w jego klimat i historię. I utwierdza nas w przekonaniu, że był już najwyższy czas, żeby pożegnać się z Sonsami.

Źródło.
Jackie-Boy, dobrze, że wreszcie odszedłeś, ale i tak będę tęsknić!

A jakie Wasze wrażenia po finale?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...