"Disconnect" (2012)
- Jeśli mam iść do środka i spakować wszystkie swoje pieprzone rzeczy, muszę wiedzieć, że mogę zostać z tobą.
- Zabierz swoje rzeczy i porozmawiamy.
- Nie, to jest "tak" albo "nie". To proste pytanie. Mogę z tobą zostać?
- Nie wiem.
Dlaczego?
Szukałam filmu, gdzie historie się przeplatają, podobnie jak w "Babel" czy "21 gramów" i tak natknęłam się na "Disconnect". To kilkuwątkowy dramat, poruszający ciekawą i coraz ważniejszą obecnie kwestię - anonimowości w sieci i cybernetycznej przestępczości.
Jest jednocześnie studium samotności człowieka w świecie, zdominowanym przez nowe technologie. Nie rozczarowałam się.
O czym?
Wyobraź sobie, że masz kredyt hipoteczny. Właściwie dwa kredyty. Straciłaś dziecko i od tego czasu mąż prawie z tobą nie rozmawia. Czy szukanie pomocy w internetowej grupie wsparcia to coś złego? Ale co, jeśli nagle znikają z waszej karty kredytowej wszystkie pieniądze i nie wiadomo, czy twoje wirtualne przyjaźnie nie mają z tym coś wspólnego?
Wyobraż sobie, że jesteś dziennikarką telewizyjną, która wytropiła erotyczny portal z filmami z udziałem nieletnich. Czy to nie świetny materiał na dokument? Ale jak zdobyć zainteresowanie i zaufanie któregoś z tych dzieciaków?
Wyobraź sobie, że jesteś odnoszącym sukcesy prawnikiem i masz niewiele czasu dla twojej rodziny. Twój syn to zamknięty w sobie nastolatek, który właściwie nie ma przyjaciół. Jak macie się ze sobą dogadać? I kim tak naprawdę jest dziewczyna, którą chłopak poznał przez portal społecznościowy?
Moja opinia.
"Disconnect" to opowieść o kilku rodzinach, których losy są ze sobą powiązane. Ale nie na życzenie scenarzysty, tylko w nienachalny, realistyczny sposób. Podoba mi się nieco surowy sposób kręcenia. Chwilami miałam wrażenie, że kamera podgląda zwyczajne życie bohaterów, jak w reality show. Muzyka jest ograniczona do minimum, praktycznie do utworu, który komponował Ben. Bohaterowie są przekonywujący i bez przerysowania. Ciekawa postać siostry Bena, niewielka rola, ale fajnie napisana.
Właściwie wszystko, co zobaczymy w "Disconnect" gdzieś już było. Wątek zamkniętego w sobie nastolatka, z którego koledzy robią żarty przez facebooka. Kryzys małżeński po stracie dziecka. Ojciec, który musi poświęcić pracę, by wychować syna. Ale "Disconnect" wyróżnia brak częstej w filmach przesady. Gdy nastolatek mówi, że życie z jego ojcem jest jak więzienie, nie oznacza to, że ojciec się nad nim znęca. Gdy chłopak masturbujący się za pieniądze opowiada, jak znalazł się w tym biznesie, nie dostajemy historii brutalnej ani szokującej. Tak jak w życiu, problemy w relacjach międzyludzkich nie rozwiązują się w jednej chwili, kredyty nie spłacają się same cudownym zrządzeniem losów, pomagamy innym na tyle, by nie wymagało to od nas drastycznych poświęceń. I co najważniejsze - nie dzieją się tu cuda. Brak spektakularnych zwrotów akcji, brak gotowych wyjaśnień, wielkich przemian czy objawień. W takim wypadku stworzenie historii atrakcyjnej dla widza jest o wiele trudniejsze, ale "Disconnect" dobrze sobie z tym radzi.
Co ciekawe, większość bohaterów pozostaje w jakichś związkach, ma rodzinę, którą kocha, niektórzy są ludźmi sukcesu, a jednak film emanuje poczuciem osamotnienia. Wszyscy szukają prawdziwych więzi, zrozumienia tego, kim są i co czują, ale to niełatwe, zarówno w prawdziwym świecie, jak i w internecie. Wydaje mi się, że najlepiej obrazuje to moment, gdy Mike Dixon podaje rękę Richowi Boydowi, by pomóc mu wstać. Tak, jakby mówił: "Nieważne, co nas dzieli. Łączy nas, że jesteśmy nieszczęśliwi".
Dodam jeszcze tylko, że pod koniec filmu zobaczymy bardzo ładną scenę ze slow motion.
Polecam.
Dla kogo?
Dla tych, którzy lubią wielowątkowe filmy.
Dla tych, którzy lubią zamyślić się odrobinę nad filmem, który oglądają.
Dla tych, którzy mają ochotę na film o samotności.
Dla wrażliwych ludzi.
Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).
W gazetach z lamiglowkami dla dzieci czesto wystepuja problemy rodzaju polacz poszczegolne punkty ze soba a uzyskasz ukryty obrazek. Taki jeden punkt nic soba bez nastepnego lub poprzedniego nie reprezentuje a nawet jak polaczymy ich wiekszosc to niezawsze wiemy co z tego wyjdzie. Disconnect (tytul nie zabardzo trafiony) jest o tym ze nasze zycie nie jest tylko nasza wlasna prywatna sprawa, nie mozna wejsc i tak poprostu sobie wyjsc lub odpuscic bo musimy pamietac ze kogos obchodzimy, ktos sie o nas moze troszczyc a my mozemy zadac bol lecz paradoksalnie mimo to ze wszyscy uwazamy iz wiemy co sie u drugiego dzieje to naprawde nie mamy zielonego pojecia co jest grane na naszym wlasnym podworku a nawet w sobie. Nie wiem czy dyrektor chcial przedstawic problem i zagrozenie jakie stanowi technologia w spolczesnych czasach dla rozwoju tozsamosci i zaburzen w interakcji z innymi, ale to jedynie kropla w morzu i tak juz wielu utrudnien, kolejna maska lub szansa aby byc kims innym, moze nawet lepszym. Jestem w stanie uznac ze Disconect siegnal o wiele dalej jak to z poczatku bylo zakladane, bynajmniej w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńGdyby w opowiesciach byl czas na nude moglbym mowic jaki ten film prawdziwy, ale nikt prawdziwych filmow niechcialby ogladac, co innego ze dotyka sprawy z zycia wziete!
Bylem przekonany ze Spring Breakers to najlepszy film roku 2012, teraz nie jestem tego taki pewien bynajmniej az opuszcza mnie emocje a noc przemysle,