Obejrzałam sezon 3 jednego z najlepszych seriali ostatnich lat. I, jak już wszyscy przede mną mówili, niestety to sezon słabszy, niż poprzednie.
Frank Underwood - co się z nim stało? Zalicza porażkę za porażką i to nie z powodu przebiegłości przeciwników, ale własnego uporu. Sam jest tutaj swoim głównym wrogiem i przykro patrzeć, jak z geniusza intryg stał się szastającym groźbami tyranem, który zraża do siebie wszystkich wokół.
Claire Underwood - totalne wybielenie postaci! To nie niewinna, miła kobieta, której nie docenia niedobry mąż, co próbują nam wmówić w tym sezonie. Prawda, Claire potrafi zjednać każdego swoim urokiem i uprzejmością, ale to podstępna manipulantka, która tak jak Frank idzie po trupach do celu. W sez.3 tak upiększyli jej charakter, że zastanawiałam się, czy nie planują dla niej jakiegoś honorowego samobójstwa :-p.
Małżeństwo Franka i Clair doszło do takiego etapu, że finał sezonu w ogóle mną nie wstrząsnął. W poprzednich sezonach z zapartym tchem śledziłam ich poczynania, a tutaj właściwie nie interesowało mnie za bardzo, co się z nimi stanie.
Doug - WTF? Z interesującej postaci pobocznej zrobili nudnego głównego bohatera. W całym przydługim wątku z Dougiem TYLKO JEDNA sekwencja była ciekawa - ostatnia, spotkanie z Rachel (najlepsza scena finałowego odcinka). A ten brat to w ogóle po co?
Jackie - w poprzednich sezonach mało mnie obchodziła, tutaj nawet spoko. Zwłaszcza przyjemnie oglądało się jej debatę z Underwoodem i Dunbar - nareszcie stary, dobry Frank, który potrafił osiągnąć swój cel i jeszcze nas zaskoczyć :).
Viktor Petrov - gdy przyjechał do Waszyngtonu, zauroczył mnie jako bohater. Porządny przeciwnik dla Franka i fajnie wykreowany "Putin". Wg mnie najciekawszy nowy bohater w tym sezonie.
Thomas Yates - miałam nadzieję na coś więcej. Ostatecznie wątek książki też jakoś mnie wciągnął, chociaż postać na plus.
To wciąż bardzo dobry serial. Ale poprzednie sezony przyzwyczaiły nas do czegoś o wiele lepszego, do "wow, ale Frank ich wyrolował!", "muszę się dowiedzieć, co dalej!" itp., stąd jednak rozczarowanie.
Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).
Ja w takim razie należę do mniejszości, bo trzeci sezon bardzo mi się podobał. A przede wszystkim to, co Ciebie denerwowało w postaci Franka - że ponosi porażki, że szarżuje, że nie jest stworzony do życia na świeczniku, bo jest tyranem i za mało w nim subtelności. Cenię, że twórcy obrali zupełnie inną ścieżkę i zamiast pokazać kolejny sezon, w którym Underwoodowie przekraczają kolejne granice, pnąc się coraz wyżej po drabinie sukcesu, co moim zdaniem byłoby nudne i wtórne, zdecydowali się na coś innego.
OdpowiedzUsuńWątek Douga na początku też mnie nużył, później się wkręciłam, a w finale ma-sa-kra. Podobnie Jackie oraz Yates, którzy okazali się trudniejsi do manipulowania niż Frank przypuszczał. Nie miałam wrażenia, że postać Claire jest tutaj wybielana, zwracałam bardziej uwagę na rozejście się celów i aspiracji w małżeństwie - przestali grać do jednej bramki. A scenę, gdy Claire mówi Frankowi - 'you're not enough', będę pamiętać długo.
To prawda, rozmowa Clair i Franka, o której wspominasz, była bardzo mocna, podobnie jak finał wątku Douga.
UsuńMoże faktycznie gdyby twórcy "pociągnęli" taki obraz Franka, jakiego znamy, byłabym jeszcze bardziej rozczarowana (i jak tu zadowolić widza? :)).
Ale może byłoby lepiej, gdyby ten świetny serial skończył się po drugim sezonie, zostawiłby wtedy po sobie, przynajmniej w moim przypadku, wyłącznie zachwyt.