Źródło. |
Dlaczego?
Zobaczyłam na plakacie wychudłego Matthew i pomyślałam: wow,
film, w którym nie gra wyrywacza, marzenia wszystkich kobiet? (W dodatku
przeobraził się do roli niczym mój ulubieniec, Bale!). Poza tym lubię filmy o
chorych na AIDS (wiem, nie brzmi to zbyt dobrze, ale naprawdę interesuje mnie
ten temat, chyba już odkąd jako dzieciak obejrzałam „Filadelfię” na Polsacie). Niezwykła
metamorfoza i rola Matthew McConaughey, wspaniała charakteryzacja i rola Jareda
Leto, 3 zasłużone Oskary! Kto nie widział, niech nadrabia.
O czym?
Ron Woodroof to facet, żyjący pełnią życia – rodeo, hazard,
panienki, piwo z kumplami, narkotyki. Stuprocentowy kowboj, stuprocentowy macho.
Z powodu wypadku w pracy trafia do szpitala i dowiaduje się, że jest nosicielem
„pedalskiej choroby” (to jego słowa, nie moje, zresztą to i tak jedno z
bardziej cenzuralnych wyrażeń Rona, gdy usłyszał diagnozę). Ron nie przyjmuje
do wiadomości rozpoznania, ale nie może zapomnieć słów lekarza, według którego
zostało mu jedynie 30 dni życia. Jako zaradny człowiek postanawia zdobyć
najnowsze leki zwalczające wirus HIV, ale okaże się, że to nie takie proste. A
kiedy jego dotychczasowi znajomi go odrzucają, okazuje się, że jedyni, na
których może teraz liczyć, to ludzie, których uważa za gorszy sort: transwestyci
i homoseksualiści.
Źródło. |
Moja opinia.
Kiedy na warsztatach w szkole scenariuszowych (świetnych,
prowadzonych przez panią Grażynę Trelę, autorkę scenariusza „Chrztu”)
usłyszałam, że scenariusz ma większą wartość, kiedy czerpie z prawdziwych
wydarzeń, oburzyło mnie to stwierdzenie. A co z moją ukochaną fantastyką?! Ale
po przemyśleniu dotarło do mnie, że to prawda. Żadna wymyślona historia nie ma
szansy wstrząsnąć nami czy wzruszyć nas tak mocno, jak taka, która przydarzyła
się naprawdę.
„Dallas
Buyer Club” to film biograficzny. Ale nawet, gdyby Ron Woodroof nigdy
się nie urodził, wystarczy, że istniały lata 80., HIV, przekształcający się w
szalejące AIDS, brak leków i brak tolerancji, żeby zapewnić filmowi rację bytu
i siłę oddziaływania na emocje widza. Podczas zajęć w klinice chorób zakaźnych
dowiedziałam się, że obecne metody leczenia AIDS są bardzo dobre i pacjenci z
nosicielstwem HIV mogą żyć wiele dekad. Ale choć to już nie wyrok, to nadal
straszna diagnoza, a nazwa HIV/AIDS wciąż działa na naszą wyobraźnię.
Ale do rzeczy.
Pierwsza scena, dwie panienki i Ron, i pomyślałam przez
moment: a jednak stary wyrywacz Matthew, tylko w bardziej niepokornym wydaniu!
Ale to było tylko złudzenie, migawka, bo widzimy tu nowego, tysiąc razy
lepszego Matthew, który w „Dallas Buyers Club” nie błyszczał umięśnioną klatą,
tylko talentem aktorskim i trzymałam za niego mocno kciuki podczas Oscarowej
gali 2014. Solidna rola, dobrze napisana i dobrze zagrana. Twardziel i cwaniak,
który musi przewartościować swoje poglądy, a jednocześnie być krętaczem jak
nigdy dotąd, jeśli chce zdobyć dla siebie leki i w dodatku zarobić na swojej
chorobie.
Źródło. |
Nie będę też oryginalna, gdy powiem, że Jared Leto wypadł przekonująco w roli Rayon, transwestyty, którego Ron poznaje w szpitalu i
który pomaga mu rozkręcić tytułowy klub, zajmujący się dostarczaniem chorym
leków niezatwierdzonych w USA. Gdy Rayon pojawiła się na ekranie, nie
zorientowałam się nawet, że aktor to facet (wiem, jestem bardzo błyskotliwa,
ale wtedy jeszcze nie czytałam o filmie i nie wiedziałam o roli Leto). Rayon
mówi o sobie: „Jestem mężczyzną, który wie, że jest kobietą”. To nieszczęśliwa,
wzbudzająca sympatię postać, która uczy Rona i nas tolerancji wobec inności.
W „Dallas Buyers Club” wszystko jest uproszczone. Rednecki
przesiadują w klubach przy piwie i zgrywają twardzieli, homoseksualiści biorą
prochy, ordynatorowi oddziału zależy tylko na pieniądzach, a młoda lekarka jest
wrażliwa i przywiązuje się do chorych. Postać, która cechowała się nieco większą
złożonością i której niestety nie widzieliśmy często to Tucker (Steve Zahn) –
policjant, a jednocześnie kumpel Rona, przymykający oko na jego nielegalną
działalność, a nawet przyjmujący od niego leki dla swojego ojca. Ale dwie godziny to za mało czasu, by pokazać
wszystkie odcienie rzeczywistości, a dzięki uproszczeniom nie zastanawiamy się
za bardzo nad motywami pobocznych bohaterów, możemy skupić się na przemianie
Rona i poznawaniu świata ludzi, który mieli to nieszczęście, że zarazili się
wirusem HIV w latach 80. ubiegłego wieku.
Źródło. |
„Dallas Buyers Club” to kawał dobrej roboty, zarówno od
strony scenariusza, jak i warsztatu. Historia wzruszająca, ale nie ckliwa. Może
przewidywalna, ale przecież chodzi tu o coś innego, niż zaskakiwanie widza. Dobrze
dobrane proporcje melancholii i humoru. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie
widzieli.
Plusy:
- Gra aktorska (szkoda Leo, ale i tak uważam, że Oscary
poszły do odpowiednich osób).
- Brak zapychaczy, brak powtórzeń, brak nadmiaru słów.
- (Niemal) brak łzawych scen i dialogów.
- Dobrze pokazane zawiłości medycznej biurokracji.
- Rzetelny pod względem medycznym – właściwie przedstawiona
specyfika nosicielstwa HIV i AIDS jako choroby.
- Elementy humoru.
- Poruszająca scena, gdy Rayon odwiedza ojca.
Minusy:
- Nudna gra aktorska Jenifer Garner (Eve).
- Filmy dobry, ale na jeden raz.
- To drobiazg, ale przyczepiony nos dr Sevarda i jego rozbawianie
małych pacjentów akurat w momencie, gdy Ron wpada na oddział. To nie „Patch
Adams” i rozumiem, że zabieg miał na celu pogłębić kontrast między miłym
lekarzem a wkurzonym, klnącym Woodroofem, ale wypadł sztucznie, bo to
zachowanie w ogóle nie pasuje do Sevarda z reszty filmu.
- Ckliwa scena, gdy wszyscy klaszczą po powrocie Rona. Rozumiem, że przyjaciele chcieli wyrazić swoje uznanie, ale klaszcząc...?
- Ckliwa scena, gdy wszyscy klaszczą po powrocie Rona. Rozumiem, że przyjaciele chcieli wyrazić swoje uznanie, ale klaszcząc...?
Dla kogo?
Dla każdego. Bardzo dobry dramat.
Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być na bieżąco z PatrzJakiFilm, zachęcam do polubienia mojej strony na FACEBOOKU :).
Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być na bieżąco z PatrzJakiFilm, zachęcam do polubienia mojej strony na FACEBOOKU :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz