poniedziałek, 22 lutego 2016

Dziś książka (ważna): "WSZYSTKIE JASNE MIEJSCA" Jennifer Niven - "Najbardziej boję się samego siebie".

O książce dowiedziałam się z tego odcinka "Czytającego czwartku" cioci ebi i od razu ją zamówiłam. 

(BEZ SPOILERÓW)
Zobaczycie na okładce to hasło: "Jeśli szukacie książki na miarę Gwiazd naszych wina..." i pewnie pomyślicie: OMG, kolejny wyciskać łez dla nastolatków. Nie! "Wszystkie jasne miejsca" to poruszająca opowieść o problemach psychicznych i tendencjach samobójczych wśród młodych ludzi. (Porównanie do "Gwiazd..." jest tym bardziej nietrafione, że Jennifer Niven stara się uzmysłowić czytelnikom, że chorych psychiatrycznych ocenia się zupełnie inaczej, niż np. tych chorujących na raka). 

Lektura zostawiła mnie z trudnymi pytaniami: 
Jakbym się zachowała, gdybym zauważyła u kogoś problemy psychiatryczne, myśli samobójcze?
I jeszcze trudniejsze: Co bym zrobiła, gdyby moje dziecko zakochało się w kimś takim? (Tu już niełatwo o taki poziom tolerancji, jak w pytaniu nr 1).

O czym?
Violet niedawno straciła w wypadku starszą siostrę i nie może się po tym pozbierać. Theodore jest uważany za szkolnego "wariata" i rozmyśla głównie o tym, jak się zabić. Ale to on ratuje Violet przed skokiem z dzwonnicy. I w zamian werbuje ją do szkolnego projektu - wspólnego odkrywania cudów Indiany. 

Dlaczego warto?
Bo warto się zastanowić nad tym tematem. Nad codziennością ludzi, dotkniętych tym najgorszym rodzajem choroby. Nad naszym stosunkiem do nich. 

Theodore jest oryginalnym, interesującym, zabawnym, wrażliwym gościem. Problem w tym, że nie zawsze. Że czasem Sen albo złość przejmują kontrolę nad jego życiem. Gdy Violet pyta: Czego boisz się najbardziej?, myśli: Najbardziej boję się samego siebie, dlatego odpowiada jej: Niczego. To nie jest coś, o czym można opowiadać. Ból głowy czy zapalenie wyrostka ludzie łatwo zrozumieją, ale nie to, że ktoś jest np. przytłoczony przez dźwięki. Violet trwa przy nim, ale nie do końca rozumie, co się z nim dzieje. 

Otrzymujemy plastyczny, przejmujący, rzetelny obraz choroby - niezdiagnozowanej, wypieranej ze świadomości przez rodzinę, wyśmiewanej przez rówieśników. To straszne i niestety takie prawdziwe.
Jednocześnie to historia uroczej pierwszej miłości dwojga fajnych nastolatków.

Przydługie wspomnienie ze studiów:
Miałam na studiach całkiem sporo zajęć z psychiatrii, potem na stażu spędziłam parę tygodni na oddziale psychiatrycznym i na SORze - to wystarcza, żeby przekonać się, jak wielu jest ludzi z takimi chorobami i jak jest im ciężko. A Jennifer Niven ma rację - takim osobom przypina się łatkę, od której trudno się uwolnić. To trudne, myśleć o nich nie przez pryzmat ich choroby, gdy zachowują się czasem tak inaczej od tego, co znamy i tolerujemy. 

Gdy czytałam "Wiele jasnych miejsc", przypomniał mi się młody mężczyzna, z którym rozmawialiśmy na studiach. 
Wg jego słów przez większość swojego życia przebywał w stanie manii. Jego umysł działał na zwiększonych obrotach (np. studiował 3 kierunki naraz z dobrymi wynikami). A pozostałych ludzi - takich jak my, studenci, z którymi był zmuszony porozmawiać - uważał za nudnych, pospolitych, miernych. Nie chciał się leczyć, bo nie chciał być taki, jak my. Czuł się kimś lepszym i nie do końca się mylił - ludzie w stanie manii potrafią np. postrzegać świat w sposób o wiele bardziej wyraźny, bo ich zmysły są wyostrzone, są bardziej spostrzegawczy, więcej i lepiej zapamiętują. Ale, jak pacjent sam przyznał, przychodzi moment, kiedy myśli jest tak wiele, że nie można nad nimi zapanować. Wszystko zaczyna się sypać, człowiek nie jest w stanie ogarnąć swojego życia na tych wielu płaszczyznach, które stworzył, nie pamięta nawet, że trzeba jeść czy spać i dlatego nasz pacjent zdecydował się szukać pomocy. To był straszny i fascynujący obraz choroby.

Mówię o tym dlatego, że nawet dla mnie, chociaż mnie o tym uczono, choroby psychiatryczne nadal stanowią często coś trudnego do zrozumienia. Książki w stylu "Wielu jasnych miejsc" są tym bardziej potrzebne - niech przełamują tabu, przybliżają temat młodym czytelnikom.

Podsumowując:
Zachęcam Was do przeczytania. Zwłaszcza, że autorka nie tworzy tej historii z niczego, ma za sobą doświadczenia bliskie tym z książki. A jeśli przeczytacie, powiedzcie koniecznie, czy wywarła na Was tak mocne wrażenie, jak na mnie.

PS. Tak przyziemnie - podoba mi się polskie wydanie (Bukowy Las, to chyba moja pierwsza ich książka). Strony obłędnie pachną! (Książki mają kilka zapachów i to ten mój ulubiony - tak chcę, żeby pachniała moja biblioteka). A grafika na okładce jest odpowiednio prosta i ładna kolorystycznie. 

Jeśli podobał Ci się artykuł, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...