„Outlander” to tegoroczny serial stacji Starz, a jako, że
lubię romanse i uwielbiam filmy kostiumowe, byłam go bardzo ciekawa. Jako
romans sprawdza się niespecjalnie, ale kto dba o romans, gdy możemy napawać się
zachwycającą scenerią i niezwykle drobiazgowo oddanymi realiami XVIII-wiecznej
Szkocji?
O czym?
Wiele miesięcy II wojny światowej Clair Randall (Caitriona
Balfe) spędziła na froncie, opatrując rannych żołnierzy. Wojna nareszcie się
skończyła i jej mąż, historyk Frank Randall (Tobias Menzies), mógł zrzucić
mundur i szczęśliwie do niej wrócić. Przeżywają swój drugi miesiąc miodowy
podczas wycieczki do Szkocji, gdzie ma korzenie rodzina Franka. Ale nie dane im
będzie długo cieszyć się sobą nawzajem (chociaż, jak na stację Starz, twórców
„Spartacusa” przystało, zdążą wcześniej zapewnić sobie trochę erotycznych
wrażeń ;-p), bo oto Clair… przeniesie się w przeszłość za sprawą magicznego
kamienia prosto do czasów, gdy szkoccy górale walczą z angielskim zaborcą.
Moja opinia.
Kiedy zabierałam się za „Outlander”, nie miałam wielkiego
pojęcia, co mnie czeka. Dlatego oglądając pilot byłam zaskoczona kolejnymi
absurdami, które pojawiały się na ekranie. Powiedziałam sobie po tym: „Więcej
nie obejrzę, nie ma mowy, muszę trochę szanować mój czas.” Po jakimś czasie
zerknęłam na drugi odcinek i obraz Szkocji mnie zachwycił. Oglądnęłam wszystkie
odcinki, które dotychczas się ukazały (w liczbie 8) i zwyczaje Szkotów oczarowały
mnie do tego stopnia, że żałowałam, że Clair ze swoim kawalerem psują klimat
wspólnymi scenami. Szkocja, więcej Szkocji, a nie nudnych przemyśleń Clair!
Szkocja w tym serialu jest szalenie atrakcyjna dla widza.
Nie, nigdy nie chciałabym się znaleźć na miejscu głównej bohaterki, bo to niebezpieczna
kraina w nieoficjalnym stanie wojny, gdzie każdy żołnierz tylko czyha, by
zgwałcić Clair, Szkoci za nią nie przepadają, bo jest Angielką i nie ufają jej,
bo wzięła się nie wiadomo skąd, nie mówiąc już o tym, że nie ma tam internetu,
czekolady i innych dóbr, bez których ciężko żyć. Ale chociaż nie zazdroszczę
Clair, to z wielkim zainteresowaniem poznawałam razem z nią zwyczaje Szkotów,
tradycje klanów, codzienność na zamku Leoch, plany odzyskania niepodległości. Zobaczymy
między innymi karanie złodziei, polowanie na dziki, zjazd klanu MacKenzie, odnawianie
przysięgi wierności wobec dziedzica, a wszystko dopracowane do perfekcji.
Jeśli chodzi o romans, w mojej całkowicie subiektywnej
opinii jest słabo. Clair niby kocha męża, a jednak ma się wrażenie, że choć
została rozdzielona z nim w tak nagły i brutalny sposób, niewiele o nim myśli. Jamie,
opisywany przez zachwycone internautki w samych superlatywach, według mnie przy
doświadczonej życiowo (i w dziedzinie seksu) Clair sprawia wrażenie naiwnego chłopaczka,
zresztą niezbyt bystrego (i żeby było jeszcze bardziej subiektywnie, jest mało
urodziwy :-p).
Ale nie koncentrujmy się na tej parze, bo nie oni, ale
wykonanie serialu i wątki poboczne stanowią o wartości „Outlandera”. Ujrzymy tu
mnóstwo barwnych postaci: braci-przywódców klanu MacKenzie, z których jeden
cierpi na śmiertelną chorobę, która objawia się zniekształceniem nóg, żonę
sędziego Geillis (jak zawsze zjawiskowa Lotte Verbek), która zna się na
leczniczych ziołach i manipulowaniu mężczyznami, sympatycznych i ordynarnych
strażników Clair.
I na deser: główny antagonista – Black Jack Randall, kapitan
Czerwonych Płaszczy (więcej o nim TUTAJ).
Nie zrażajcie się pilotem, potem Black Jack staje się prawdziwym atutem serialu.
Plusy:
- Wspaniale oddane realia! – to wystarczy, uwierzcie, żeby
oglądać serial.
- Język gaelicki, którym porozumiewają się Szkoci. Clair go
nie rozumie, my go nie rozumiemy i dzięki temu lepiej odczuwamy wyobcowanie
bohaterki.
- Ścieżka dźwiękowa.
- Bardzo dobre efekty specjalne – choćby nogi Columa, rany
podczas polowania na dziki.
- Fabuła nie oszczędza głównej bohaterki. Tutaj podróż w
czasie to szkoła przetrwania, a nie ekscytująca wycieczka.
- Bohaterowie (z małymi wyjątkami) bez upiększania.
Minusy:
- Irytująca Clair, która musi się do wszystkiego wtrącić i
robi urażoną minę za każdym razem, gdy Szkoci nie wykonują jej poleceń (a niby
dlaczego mieliby?).
- Mało przekonujący jako amant Jamie.
- Trochę za duża ilość prób gwałtu na Clair.
- Absurdy. Serio, tutaj muszę się trochę rozpisać.
![]() |
Źródło. |
- Zdolności Clair. Jakież korzystne zrządzenie losu, że Clair była sanitariuszką podczas wojny, a jej hobby to, uwaga, rośliny lecznicze. Jak inaczej wkupiłaby się w łaski wojowniczych Szkotów i poradziła sobie w ich świecie? Jakby tego było mało, akurat zwalnia się etat szkockiego uzdrowiciela (który chyba nie przodował w swoim fachu, bo zachorował i umarł).
- Podróż w czasie po dotknięciu magicznego kamienia. W komediach i filmach fantastycznych może to się sprawdza, ale tutaj jest potraktowane jako okropnie poważna sprawa, przez co właśnie wydaje się mało poważne.
- Podwójna rola Brutusa, czyli Tobias Menzies gra jednocześnie męża Clair, jak i jego podłego przodka. Zawsze mnie drażnił ten zabieg w filmach, żeby przodków/potomków grał ten sam aktor (czasem ewentualnie przefarbują mu na inny kolor włosy, jak Juliette Binoche w „Wichrowych Wzgórzach” z 1992). Twórcy serialu chyba nigdy nie słyszeli o genach i sposobach ich dziedziczenia, skoro wmawiają nam, że dwaj krewni, których dzieli półtora wieku, mogą wyglądać identycznie, bo przecież to rodzina!
- Jamie to jedyny ogolony i czysty Szkot :-p. Żeby czasem nikt nie miał wątpliwości, którego faceta przeznaczono dla naszej Clair. (Okej, inni też odpicowali się na zamku, a Colum nawet ogolił na zjazd swojego klanu, ale rozumiecie, o co mi chodzi).
![]() |
Źródło. |
Mimo tych kilku wad, polecam. Jeśli chcecie
zobaczyć szczegółowo ukazane życie XVIII-wiecznych Szkotów, skuście się na
„Outlander”, nie będziecie zawiedzeni.
Dla kogo?
Nie tylko dla kobiet! Jestem przekonana, że wielu mężczyzn
również będzie szczerze zainteresowanych tą historią.
Dla wielbicieli filmów kostiumowych i historycznych.
Dla fanów „Bravehearta”, „Nieśmiertelnego” i ogólnie
szkockich klimatów.
Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być na bieżąco z PatrzJakiFilm, zachęcam do polubienia mojej strony na FACEBOOKU :).
INNE SERIALE:
"Jane the Virgin" (2014) - świetna parodia telenoweli
"The Affair" (2014) - dwie wersje jednego romansu
"Masters of sex" (2013)
"Manhattan" (2014)
"The Hollow Crown" (2012)
Jeśli podobał Ci się artykuł i chcesz być na bieżąco z PatrzJakiFilm, zachęcam do polubienia mojej strony na FACEBOOKU :).
INNE SERIALE:
"Jane the Virgin" (2014) - świetna parodia telenoweli
"The Affair" (2014) - dwie wersje jednego romansu
"Masters of sex" (2013)
"Manhattan" (2014)
"The Hollow Crown" (2012)