poniedziałek, 15 grudnia 2014

„Malowany welon” (2006) – Chiny, romans i cholera

Źródło.
- Powiedz mi coś, Walter. Czy długo umiera się na cholerę?
- Nie. Stracisz wszystkie płyny w ciągu pierwszych 36 godzin. Właściwie umierasz z odwonienia. Jest to więc nieprzyjemna i bardzo bolesne, ale stosunkowo krótkie. Dobranoc.
Dlaczego?
Skusiły mnie piękne zdjęcia Chin, lata 20. i główna para aktorska: Edward Norton i Naomi Watts.

O czym?
Ekranizacja powieści W. Somerseta Maughama o tym samym tytule.
Wyobraźcie sobie, że mąż zabiera Was w podróż do malowniczego dorzecza rzeki Jangcy. Brzmi nieźle, prawda? Chyba, że robi to po to, żeby ukarać Was za zdradę. A w docelowym miejscu panuje epidemia cholery.

Rok 1925. Kitty to rozwydrzona panienka z bogatej brytyjskiej rodziny. Swojego adoratora, bakteriologa Waltera Fane’a uważa za nudnego, ale zgadza się za niego wyjść, by zrobić na złość rodzicom, którzy uznali ją za stracony dla małżeństwa przypadek. Za to zamężny Charlie, którego spotyka podczas imprezy towarzyskiej, oczarowuje ją z miejsca. Romans zostanie przerwany, gdy Walter postanowi przenieść się wraz z żoną na chińską prowincję, by walczyć z zarazą.

Moja opinia.
To piękny melodramat. Piękny i ze względu na historię, i wykonanie. Edward Norton jest idealny do roli mężczyzn, którzy na pierwszy rzut oka wydają się mało atrakcyjni i mało interesujący, a Naomi Watts bardzo dobrze oddała samolubność i pretensjonalność Kitty. Zresztą to świetni aktorzy i z pewnością poradziliby sobie z każdym zadaniem.

Źródło.
Jako historia miłosna „Malowany welon” spełnia dobrze swoje zadanie: mamy małżeństwo z rozsądku, zdradę, złamane serce, człowieka, który nie ma w sobie nic z uwodziciela i dziewczynę, która jeszcze nie rozumie, co jest prawdziwą wartością mężczyzny. Nasi bohaterowie skrajnie różnią się charakterami. Walter to zamknięty w sobie, nieśmiały do bólu naukowiec i chociaż jest zakochany w żonie, nie uważa jej za osobę, która dorównuje mu intelektem. Kitty z kolei, przyzwyczajona do towarzystwa i przyjęć, męczy się przy Walterze i nie szanuje go do tego stopnia, że nawet nie stara się za bardzo ukrywać romansu. 


Czy może być lepsza historia miłosna od takiej, gdzie bohaterowie początkowo się nie znoszą i nie pasują do siebie? Im silniejsza niechęć, tym większa konieczność zmiany i lepsza opowieść. A im bardziej ekstremalne warunki, w jakie rzucimy naszych bohaterów, tym wyraźniej odkryją przed nami i sobą nawzajem swoją prawdziwą naturę.

Źródło.
Lubię filmy, gdzie akcja dzieje się w Azji. To obca dla większość z nas kultura, która stanowi interesującą odskocznię od kina europejskiego i amerykańskiego. Obrazy z Mei-Tan-Fu w dorzeczu Jangcy urzekają swoją malowniczością. Do miasteczka dociera się łodzią, a ono samo ma klimat odciętej od świata dawnej osady. Rozumiałam poczucie osamotnienia i wyobcowania Kitty, bo chyba każdy czułby się w ten sposób, umieszczony w oddalonym od miasta domu, w okolicy zamieszkałej niemal wyłącznie przez Chińczyków, których języka nie rozumie. A jednocześnie Mei-Tan-Fu to piękne miejsce, nieskażone wadami cywilizacji, gdzie można pobyć w spokoju z samym sobą.

Oczywiście jest jeszcze inne oblicze tego raju. Zaraza, którą Walter chce zwalczyć i w której środek egoistycznie zabiera żonę, by ukarać ją za zdradę. Zobaczymy może nie bardzo eksponowany, ale realistyczny, przerażający obraz epidemii cholery i zobaczymy, że paskudna śmierć i zwykła codzienność istnieją równolegle, że zwykłe życie musi się toczyć równocześnie z walką o przetrwanie. 
Jak poradzi sobie z epidemią dziewczyna, wychowana w zbytkach, która dotychczas myślała jedynie o własnych przyjemnościach? Jak poradzi sobie z tym naukowiec, który nie ma klinicznego doświadczenia ani szacunku tubylców, bo nie jest jednym z nich? Jednocześnie trwa antyzachodnia propaganda, lokalny watażka nie pochwala działań Waltera („Śmierć ludzka wynika z przeznaczenia!”), francuskie zakonnice próbują zająć się rosnącą liczbą sierot, zbliżają się uchodźcy z innych zakażonych wiosek, a duchy zmarłych potrzebują wody, dlatego ciała chorych są grzebane przy rzece, z której piją miejscowi.

„Malowany welon” to film pełen nienachalnie przekazywanych emocji. Bardzo podoba mi się też ubiór bohaterów i wystrój wnętrz. Słabe światło lamp i wieczorna pora dodają intymności rozmowom bohaterów w ich domu. Dostajemy także rzut oka na chińską tradycję, z godną uwagi rolą  Anthony’ego Wong Chau-Sang (nie wiem nawet, jak się to odmienia ;-p), który jako pułkownik Yu stanowi łącznik między dwiema tak odmiennymi kulturami. Waddington (Toby Jones) to również ciekawa postać – Brytyjczyk i zastępca komisarza, który zdaje się nie przejmować za bardzo epidemią i być zadowolonym ze swojego życia w tym miejscu.

„Malowany welon” to melodramat, więc mężczyźni mogą być mimo wszystko znudzeni, ale sądzę, że nie rozczaruje kobiet. Serdecznie polecam!

Dla kogo?
Dla wszystkich kobiet!
Dla fanów filmów o zderzeniu „naszej” kultury  z Azjatycką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...