niedziela, 21 grudnia 2014

"The Wire" ("Prawo ulicy"), sezon 1 - rewelacja!

Źródło.
Dlaczego?
Zachęcona przez Kino domowe - blog filmowy zabrałam się niedawno za już zakończony serial "The Wire" (2002-2008). Słyszałam wcześniej, że jest klasykiem w świecie seriali, ale zawsze wydawało mi się, że to nie moje klimaty, bo nie przepadam za kinem sensacyjnym. 

Okazało się, że to historia policyjna opowiedziana w mój ulubiony sposób - właśnie bez taniej sensacji, bez spektakularnych akcji, bez wybielania gliniarzy i demonizowania przestępców. I chociaż serial nie należy do najnowszych, przewyższa większość nowych produkcji!


O czym?
Kim jest Avon Barksdale? Czy może być znaczącym przestępcą, skoro nie słyszał o nim prawie żaden policjant w Baltimore? Detektyw McNulty nie waha się narazić przełożonym, żeby przekonać ich, że tak. Nieruchomości, łapówki, prochy, ogromne sumy pieniędzy, morderstwa świadków - a przy tym Barksdale nie zostawia po sobie śladów, wydaje się niemal duchem. 
Zobaczcie przebieg dochodzenia, które pokaże nam blokowiska Wschodnich Dzielnic Baltimore. Po jednej stronie grupa policyjnych zesłańców i śledztwo, które dowództwo traktuje jako bzdurny wymysł nadgorliwego gliniarza. Po drugiej dealerzy z ich godną podziwu ostrożnością i codziennością zupełnie różną od tej z sensacyjnych filmów.


Źródło.

Moja opinia.
Kino Domowe w swojej recenzji "The Wire" idealnie opisuje moje odczucia:
The Wire to produkcja tak kompleksowa, dokładna i posiadająca tak mocne korzenie w rzeczywistości, że odwołują się do niej twórcy filmów dokumentalnych o wojnie z narkotykami.  Głównym bohaterem jest miasto Baltimore(...). Świat, w którym wielu nie ma alternatywy poza ulicą, gdzie narkotyki i broń to elementy codzienności, które mogą cię zabić, ale jednocześnie bez których ciężko żyć. 

Mamy tutaj klasyczną fabularną oś - policjanci i gangsterzy. Po każdej ze stron znajdują się ludzie z krwi i kości, a nie wydmuszki.(...) Trzymamy kciuki za swoich ulubieńców po obu stronach barykady.


Źródło.
Właśnie to zachwyca w "The Wire" - wszyscy są tacy ludzcy! 

Gliniarze piją, zdradzają żony, nawalają jako ojcowie, idą na łatwiznę w pracy, nadużywają funkcji, nie każdy jest super inteligentny czy odważny. Brakuje im sprzętu, siedzą w piwnicy przy biurkach z odzysku, a ich praca to wielogodzinne, żmudne obserwacje i papierologia, by zaplanować jedną akcję raz na parę miesięcy.

Źródło.

Dealerzy obsługują ćpunów na blokowisku, niezależnie od deszczu, śniegu czy upału, przesiadując na starej kanapie na środku placu. Rozmawiają o głupotach, uczą się grać w szachy, kibicują swojej drużynie koszykówki. Zabijają, gdy dostają taki rozkaz. Są lojalni do bólu, gdy zostają złapani. A niektórzy to naprawdę sympatyczne chłopaki.


Nie sposób jednych czy drugich ocenić jednoznacznie i to największa zaleta serialu.

Nie mamy też wrażenia, że wrzucono nas w gęsty od wybuchów i strzelanin trailer filmu akcji, ale to nie znaczy, że jest nudno, wręcz przeciwnie - widzimy skomplikowaną intrygę, widzimy trudną próbę walki z przestępczością, a na drodze grupy dochodzeniowej stają nie tylko przestępcy, ale też ci, którzy powinni być sojusznikami. Nareszcie tytuł, który szanuje inteligencję widza, nie rażąc brakiem realizmu.

Źródło.
Wspomnę jeszcze o innej zalecie "The Wire" - ludzie nie wszyscy są piękni! 
Wymuskani amerykańscy bohaterowie - widzimy to nagminnie w amerykańskich serialach, przede wszystkim tych dla nastolatków. Idealne makijaże i fryzury w każdej sytuacji, nowe ciuchy każdego dnia, dziewczęta zawsze szczupłe i biuściaste, faceci ubrani jak z katalogu, rodzice wyglądający na rówieśników, dziadkowie niby starzy, ale zadbani na maksa i wysportowani. 
Tak nie wygląda życie, amerykańskie nastolatki! Ludzie nie zawsze mają seksy figurę i wygląd, jakby właśnie wyszli z salonu piękności i siłowni. "The Wire" jest ludzkie również pod tym względem - widzimy w większości całkiem zwyczajnych ludzi, są ładni i mniej ładni, szczupli i grubi, kobiety to nie laski z okładek, a faceci noszą szerokie garnitury-telewizory (tak nazywa je Kuba) z lat 90.

Na koniec jeszcze raz Kino Domowe:
Prawo ulicy jest serialem, który cicho i podstępnie zmienił moje postrzeganie gatunku kryminału, także tego filmowego. Teraz ciężko mi się zachwycić produkcjami, które stawiając na efekty i zawrotną akcję, poświęcają inteligentną intrygę oraz budowanie wielowymiarowych postaci.


Podpisuję się pod tym całym sercem! Zobaczcie, a nie pożałujecie.



Źródło.

Jeśli podobał Ci się wpis, zachęcam do polubienia PatrzJakiFilm na FACEBOOKU, gdzie dzieje się jeszcze więcej ;).


Inne SERIALE:

"Północ, Południe" (2004)
"Jane the Virgin" (2014) - świetna parodia telenoweli
"Outlander (2014) - w pięknej, niebezpiecznej Szkocji
"The Affair" (2014) - dwie wersje jednego romansu
"Masters of sex" (2013)
"Manhattan" (2014)
"The Hollow Crown" (2012)

2 komentarze:

  1. "Prawo ulicy" zdecydowanie jest serialem, który parę rzeczy przedefiniowuje u widza. Amerykę i życie w niej, gatunek serialowy i to nie tylko w sensacji, własny ranking serialowy, serialowego aktorstwa i nawet samo pojęcie "odcinka", bo "Prawo ulicy" nie posiada takich. To jedna, potężna opowieść z wieloma dygresjami i szczegółami. Szarość jeszcze nigdy nie miała tyle odcieni, co tutaj. Do wzięcia wyłącznie w pakiecie. Mówi się, że pokaż mi, jakie masz książki na półkach, a powiem Ci, kim jesteś. Książki można spokojnie zastąpić pakietem z "The Wire" i nadal będzie się wykształciuchem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie można dać tutaj znaczka "lubię to". W każdym razie, zgadzam się z powyższym :). Przede mną jeszcze parę sezonów, więc jeszcze wiele wrażeń, super :).

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...